“Szczygieł” to niesamowita powieść Donnie Tartt, zwanej przez niektórych “nowym Dickensem”.
Wyróżniona Nagrodą Pulitzera i Carnegie Medal, ponadto była również nominowana do National Book Critics Circle Award i Bailey’s Prize. Bestseller w Stanach Zjednoczonych, Francji, Włoszech i Niemczech, który zdecydowanie warto przeczytać.
Powieść jednocześnie zawiera w sobie zagadkę kryminalną i pokazuje jak kształtuje się osobowość głównego bohatera, Theo. Kiedy go poznajemy, jest tylko nieco rozwydrzonym chłopcem, z czasem dorasta, dojrzewa i kształtuje swoje poglądy. Na naszych oczach zmienia się w mężczyznę.
Historia Theo zaczyna się od kłopotów w szkole: chłopak został zawieszony w prawach ucznia. Wraz z matką byli w drodze na spotkanie z dyrektorem, kiedy postanowili odwiedzić przy okazji muzeum sztuki. Pech chciał, że akurat tego dnia w tej właśnie placówce podłożono bombę, a w wyniku eksplozji zginęło wiele osób, w tym matka Theo oraz stary antykwariusz. Chłopak, ogarnięty szokiem, zabiera ze sobą z muzeum ulubiony obraz matki, jeden z najcenniejszych eksponatów. Portret przedstawiający ptaka towarzyszy mu od teraz już zawsze.
Książka opowiada między innymi o walce bohatera z rzeczywistością. Theo, nie mogąc pogodzić się ze śmiercią matki, podróżuje i cały czas otumania się narkotykami. Jego jedyne kotwice, które trzymają go przy życiu, to tytułowy “Szczygieł” i uczucie do dziewczyny ujrzanej na chwilę przed tragedią. Utknął gdzieś pomiędzy światem sztuki i plastiku. Jak sobie poradzi z pokusami świata, niebezpieczeństwami i swoimi problemami? Chłopak został wprowadzony do podziemnego światka handlarzy sztuką, którego nie da się od tak opuścić.
Książka przeznaczona dla każdego, kto lubi połączenie kryminalnych zagadek z psychologią. Powieść dostarcza wielu emocji i skłania do refleksji. Otrzymujemy ponadto świetny obraz zarówno biedy jak i bogactwa oraz doskonały opis Nowego Jorku, Las Vegas, Amsterdamu i wielu innych ciekawych miejsc.
Opinie o książce
"Szczygieł" to rarytas, który trafia się tylko kilka razy w ciągu dekady: inteligentnie napisana literacka powieść, która trafia zarówno do serc, jak i umysłów czytelników. (...) Triumf literacki z odważnie postawioną tezą: sztuka może uzależniać, ale może też uratować nas przed "bezkształtnym smutkiem istot, które szamoczą się i usiłują jakoś przetrwać kolejny dzień". Donna Tartt stworzyła niezwykłe dzieło literackie.
Stephen King
"Szczygieł" pokazuje, jak wiele oktaw potrafi objąć swoim głosem Donna Tartt: jak idealnie potrafi połączyć to, co dzieje się teraz i czego można dotknąć, z problemami, które są bardziej uniwersalne – jak potrafi rozwiązywać wielkie, filozoficzne problemy znane nam z dzieł rosyjskich mistrzów, a równocześnie stworzyć wiarygodny obraz tego, jak się czuje człowiek, który zażył niemal śmiertelną dawkę środków przeciwbólowych dostępnych tylko na receptę.
"New Tork Times"
Od pierwszych stron wiemy, dlaczego tak bardzo lubimy Donnę Tartt: wartka akcja, elegancki język, bohaterowie z krwi i kości, idealnie uchwycone miejsca - w tym wypadku głównie Manhattan, ale też Las Vegas i Amsterdam. Tartt rozumie chyba wszystkie te miejsca: proste i wyrafinowane, i doskonale zna wysiłek, jaki ludzie wkładają w to, by swojemu życiu nadać jakiś sens, znaleźć w nim piękno i uchronić je przed brutalną nieuchronnością śmierci. Radość i smutek funkcjonują tu tuż obok siebie, a "Szczygieł" , jeszcze przed końcem lektury, zajmuje ważne miejsca w naszych sercach.
"Vanity Fair"
Fragment książki
Dziewczyna i starszy pan stanęli obok nas. Onieśmielony ich obecnością, pochyliłem się, by bliżej się przyjrzeć obrazowi. Był niewielki, najmniejszy na wystawie, i najprostszy: żółty szczygieł na zwykłym bladym tle, przykuty do żerdzi łańcuchem zwisającym z cieniutkiej jak gałązka nóżki.
– Był uczniem Rembrandta, nauczycielem Vermeera – wyjaśniła mama. – I ten jeden malutki obraz jest tak naprawdę brakującym ogniwem łączącym obu mistrzów: to jasne dziennie światło, widać, skąd się wzięła taka jakość światła u Vermeera. Oczywiście, gdy byłam dzieckiem, nic o tym nie wiedziałam i nic mnie to nie obchodziło. Ale ten obraz ma historyczne znaczenie.
Zrobiłem krok do tyłu, żeby mieć lepszy widok. To małe stworzonko zostało ukazane w sposób bezpośredni i rzeczowy, bez żadnego sentymentalizmu; i coś w sposobie, w jaki złożył skrzydełka, starannie i płasko, jego bystrość i czujne, uważne spojrzenie przywiodły mi na myśl zdjęcia mamy z czasów, gdy była małą dziewczynką: szczygiełek z ciemną czapeczką i nieruchomym spojrzeniem.
– To znana tragedia w historii Niderlandów – opowiadała mama. – Ogromna część miasta została zniszczona.
– Co?
– Katastrofa w Delfcie. Podczas której zginął Fabritius. Nie słyszałeś, jak nauczycielka w tamtej sali opowiadała dzieciom?
Słyszałem. Wisiały tam trzy upiorne pejzaże pędzla niejakiego Egberta van der Poela, różne spojrzenia na to samo tlące się pustkowie: spalone ruiny, wiatrak z poszarpanymi skrzydłami, wrony krążące po zadymionym niebie. Przewodniczka oficjalnym tonem wyjaśniała grupie gimnazjalistów, że w siedemnastym wieku w Delfcie eksplodowała prochownia i zniszczenie miasta tak bardzo dręczyło malarza, że obsesyjnie tylko temu poświęcał kolejne obrazy.
– Cóż, Egbert był sąsiadem Fabritiusa i po wybuchu prochowni musiał postradać zmysły, przynajmniej tak mi to wygląda, ale Fabritius zginął, a jego pracownia została zniszczona. Razem z niemal wszystkimi jego obrazami oprócz tego jednego. – Czekała chyba, aż coś powiem, a że się nie doczekała, mówiła dalej: – Był jednym z najwybitniejszych malarzy swojej epoki, i to w jednym z najświetniejszych okresów malarstwa. W swoim czasie był bardzo, bardzo sławny. To smutne, że z całej jego twórczości zachowało się tylko pięć, może sześć obrazów. Wszystkie pozostałe przepadły – wszystko, czego w życiu dokonał.
Dziewczyna i jej dziadek przystanęli cicho z boku, przysłuchując się mamie, co było trochę żenujące. Odwróciłem wzrok, a potem – nie mogąc się oprzeć – znów spojrzałem w ich stronę. Stali bardzo blisko, tak blisko, że mogłem wyciągnąć rękę i ich dotknąć. Dziewczyna ciągnęła starszego pana za rękaw, żeby szepnąć mu coś do ucha.
– W każdym razie jeśli chcesz znać moje zdanie – kontynuowała mama – to najbardziej niezwykły obraz całej wystawy. Fabritius przedstawia tu coś, do czego sam doszedł, a czego nie wiedział przed nim żaden malarz na świecie, nawet Rembrandt.
Bardzo cicho, tak cicho, że ledwo ją słyszałem, dziewczyna szepnęła:
– Był na uwięzi całe życie?
Też się nad tym zastanawiałem; przykuta łańcuchem nóżka, straszne; jej dziadek wymamrotał jakąś odpowiedź, ale mama (która najwyraźniej zupełnie nie zdawała sobie sprawy z ich obecności, chociaż stali tuż obok) cofnęła się i powiedziała:
– Niezwykle tajemniczy, a taki prosty. Co za subtelność, zachęca, żeby podejść bliżej, rozumiesz? Tam dalej te wszystkie martwe bażanty, a tu ta mała żywa istotka.
Pozwoliłem sobie na kolejny ukradkowy rzut oka w kierunku dziewczyny.
Stała na jednej nodze, z jednym biodrem wypchniętym w bok. I potem – zupełnie znienacka – odwróciła się i spojrzała mi prosto w oczy; a ja, zmieszany, gdy serce zamarło mi w piersi, odwróciłem wzrok.
Jak miała na imię? Dlaczego nie była w szkole? Próbowałem odczytać imię nabazgrane na futerale, ale chociaż wychyliłem się najdalej, jak to było możliwe z zachowaniem dyskrecji, wciąż nie byłem w stanie odczytać tych grubych, spiczastych gryzmołów, raczej narysowanych niż napisanych, jak coś, co namalowano sprayem na pociągu metra. Imię było krótkie, tylko cztery litery, może pięć; pierwsza wyglądała jak R, czy raczej P?
– Ludzie umierają, jasna sprawa – mówiła mama. – Ale to, że tracimy przedmioty, to takie bolesne i niepotrzebne. Przez zwykłe niedbalstwo. Pożary, wojny. Magazyn z prochem w Partenonie. Rzeczywiście cudem jest każda rzecz, którą udaje się ocalić z przeszłości.
O autorce
Donna Tartt napisała wcześniej dwie powieści: "Tajemna historia" ukazała się w 1992 roku i natychmiast zyskała status bestsellera i powieści kultowej. "Mały przyjaciel" miał premierę dziesięć lat później i przyniósł autorce między innymi WH Smith Literary Award i nominację do Orange Prize.